Czy jedzeniem można leczyć choroby cywilizacyjne…?, oczywiście, że można, tak samo jak można nim sobie spektakularnie szkodzić, przyspieszając tym samym swoją wizytę u doktorrrrrooooo.
Nawiązując do tematu dotyczącego zdrowego odżywiania, oraz faktu jak olbrzymi, ma ono wpływ na nasze organizmy, postanowiłam przedstawić Wam kilka informacji dotyczących prozapalnych produktów spożywczych, ich możliwych zamienników, a może i uda mi się namówić Was ,do odstawienia produktów mięsnych, włączenia do diety większej ilości warzyw i owoców, oraz opiszę co warto wybierać, w sklepie, a czego radzę jednak unikać, jeśli nie macie za bardzo ochoty stać się wkrótce klientami apteki.
Rozumiem, że jesteście piękni młodzi i bogaci, nic Wam nie dolega, czasem słońce, czasem deszcz to przecież normalne, od czasu do czasu jakiś paracetamol lub inny ibuprofen łykniecie, gdy łeb odpada po imprezie, a to razu innego jakiś ranigast się przyda bo żołądek zaszwankował ,od wielkiego dzwonu antybiotyk doktorrro przepisze, jakby to powiedzieć nic wielkiego Cię nie bierze, i w tym jakże interesującym życiu, które wiedziesz nie masz czasu na chorowanie i najmniej obchodzi Ciebie na dzisiaj zwłaszcza , to co jesz, poza tym, że ma ładnie wyglądać na talerzu i do zdjęcia ofkorsik sie nadawać …
Wpada więc w ręce Wasze czasem świadomie bardziej, czasami mniej, to zapiekaneczka z trans serkiem, to kebabik taki pysio naszpikowany świnstewkami ,a to bułeczka biała pszenna taka co pachnie na cały sklep, z gotowego proszku z dodatkiem emulgatorów, spulchniaczy oraz polepszaczy smaku, wypiekana na oczach prawie …,jeszcze innym razem rybka z puszeczki świecąca w ciemności, od silnie rakotwórczego bisfenolu…aż po pyszną paróweczkę, do której nawkładano odpadów powstających przy produkcji mięsa, skutecznie obsypanych trutką na owady, w dawce, która co najwyżej jutro sprawi, że Cię równo przeczyści…no ale przecież nie powiążesz tego z paróweczką, tylko z pracą stresującą na przykład, gdyż jesteś pewien, że jak coś w sklepie sprzedajoooo to musi to być zdatne do spożycia…
No nie musi.
…tzn niby musi, ale właśnie nie musi, tzn nie musi, bo nikt tego nie weryfikuje, tzn weryfikuje, ale niedbale, tzn szybciej powstają chemiczne dodatki do żywności niż nad nimi nadążają kontrolerzy, tzn sanepid coś tam kontroluje, ale zazwyczaj sam nie wie co…tzn czasem dadzą mandat 500 zł wielkiemu koncernowi, który jest ubawiony do łez z powodu staromodnej spódnicy pani z sanepidu i jej urzędniczego podejścia do tematu, bo o meritum to baba pojęcia nie ma…
Nie ma mili Państwo żadnych rzeczowych, wiarygodnych przepisów, czy norm jasnych ( nie podlegających prawniczym interpretacjom) na łączenie dziesiątek szkodliwych substancji chemicznych i umieszczanie ich w takiej paróweczce…tzn są normy, które dopuszczają stosowanie jakiegoś „E” ale już nikogo nie obchodzi jak to „E” z innym „E” na spotkanie w takiej paróweczce wyruszy, i jakie będą skutki, połączenia „E+E” z antybiotykiem, które zwierzątko z paróweczki jadło wbrew swojej woli i potrzebie fizjologicznej…także ten…
Póki co u Was nadal oj tam oj tam…raz nie zawsze…że ten teges…co tam komu do gara wleci i temat znika…tzn głód znika, i każdemu się wydaje, że w życiu o to tylko chodzi, aby kichę zapchać i żeby tam nic marsza nie grało…Sprawy niby nie ma, choć sprawa jest, ale o tym za chwilę.
Żyjecie sobie swoim snem na jawie, tu praca, tam zakupy, tu sushi, tam sobotnia bania u cygana, bo robaka trzeba zalać, coś tam ze znajomymi gadacie, że może warto śmieci zacząć segregować, może ograniczyć „produkcję” plastiku we własnym domu, a może by tak sąsiada podpierdolić, bo coś za dobrze ostatnio mu się wiedzie…no oda o życiu nic tam wielkiego…
Jak temat schodzi, na zdrowe żarcie to zaraz jeden z drugim podnosi głos, że to ściema, po co przepłacać, znów się baby naczytały w internetach i, że po co, na co komu się w tę butelkę nabijać dawać, a w ogóle to zwariować od tego zdrowia już można itd itd itd…bla bla bla
Po latach wielu, pięciu czy piętnastu, nie wiedząc dlaczego, raptem znienacka, jakby, ktoś klątwę rzucił albo inny czarny kogut drogę przebiegł… trafiacie na stół operacyjny, albo przy dobrych wiatrach w kolejkę do doktorka …
Doktor, patrzy, doktor maca, doktor się drapie po rozumie, doktor na badania zapisuje, po czym doktor stwierdza :
Choryś Panie Nowak, masz tu nadciśnienie, podwyższony cholesterol, grozi Ci cukrzyca typu 2 ,…a babcia miała to tym bardziej, grozi też miażdżyca, a w ogóle to masz przedzawał, przedraka, i przedkurwicę… masz też niedoczynność, Hashimoto, refluks i migotanie… jednym słowem słyszysz, że możesz umrzeć, ale jeszcze nie teraz… Pan doktorek Cię uspokaja, tonem przez „My” wypowiada do Ciebie , tu zastosujemy leczenie takie a tam owakie…więc pod skórą czujesz, że będziesz nadal jakoś człapał przez życie, tylko jakby z trochę lżejszym portfelem…ale nie o portfelu to tekst przecież.
Doktorrrre dodatkowo ze swoim szlachetnym sercem zapisuje Tobie cały szereg badań, które (nigdy inaczej) mają służyć potwierdzeniu tezy jego samego… (tzn, to dla Twojego zdrowia przecież, niby…), tak tylko w dowód jego nieomylnej diagnozy postawionej podczas wizyty…
…jak jeszcze nie kumasz czaczy, to przeczytaj to jeszcze raz.
Nie mogę aż tak dosłownie się wypowiadać, ale chyba dosadniej się już nie da…także ten.
I tak Pani Grażynko i Panie Januszu, Ewo i Adamie, staliście się klientami bigfarmy (gigantycznego przemysłu farmaceutycznego), nie mając nawet bladego pojęcia, w jakim szoł właśnie występujecie, a występujecie i to na pewno nie jest Big Brother.
I tak od dnia tego, gdy wykryto u Was to i owo, jesteście co miesiąc, u nas w aptece wykupić swoje ratujące życie medykamenty.
Kiedy po chwilowej poprawie, mniemać można wynikającej z Twojej dobrej woli, następuje pogorszenie samopoczucia ( w końcu jesteście coraz starsi i nadal jecie to co jedliście wcześniej, a do tego okraszone, dodatkową garścią leków, które szereg skutków ubocznych mają ) zaczynasz się uskarżać na nowe dolegliwości, a ze starymi czujesz się jakby gorzej. Przybywasz do doktorrroo, a on rozkłada ręce i mówi,
że Twój przypadek to raczej trudny i …albo przepisuje Ci jeszcze więcej leków, albo zapisuje na operację za cztery lata…
Wielka szkoda , że tak mało doktoooorrrooo z doktoooooorrrroooową , no garsteczka zaledwie podchodzi do pacjenta jak do człowieka, a zamiast leczyć przyczynę, zalecza chorobę. Szkoda wielka, że na uczelniach medycznych nie wykłada się nauki o żywieniu ludzi, wpływie i szkodliwości poszczególnych związków chemicznych (pakowanych do żywności) na życie, że temat jedzenia i jego wpływu na ustrój homo sapiens, praktycznie nie istnieje, szkoda ogromna, że praktycznie żaden doktor nie ma w zwyczaju pytać pacjentów o sposób odżywiania, gdyż właśnie w tej przestrzeni wiele odpowiedzi się zawiera.
I w końcu kto pozwala na to, aby genialny świetnie wytrenowany do sprzedawania „bajerant”, były przedstawiciel koncernu Ciocia Ciola, w idealnie skrojonym sweterku, z marketingiem wyciągniętym wprost z najlepszej piramidy finansowej świata, odwiedzał lekarzy w ich godzinach pracy i promował cud miód preparaty lecznicze firmy, nastawionej tylko i wyłącznie na słupki rentowności…pakując do ufnych głów doktorrrroooo masowy farmazon o skuteczności i cudowności owego specyfiku…sic!
Możecie mi wcale nie wierzyć, albo nawet myśleć, że chrzanię, ale nie macie nic do stracenia, a do zyskania naprawdę sporo.
Jedzeniem można leczyć, a przede wszystkim można nie dopuścić do rozwoju wielu dolegliwości, tylko trzeba wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Sprawa nie tyczy się tu, co prawda łyknięcia liścia jarmużu raz na dobę, a wypracowania konkretnych nawyków żywieniowych zrezygnowania z pseudo jedzenia i dokonywania świadomych zakupów w sklepach, w których od nadmiaru zarywają się półki.
Podstawową i żelazną zasadą na już, jest unikanie żywności wysoko przetworzonej i sukcesywne eliminowanie jej z życia.
Zacznij od wyeliminowania :
…chipsow, paluszków, gotowych ciasteczek, batoników z olejem palmowym, przeładowanych cukrem wszystkich ślicznie wyglądających bombonierek, gotowych potraw w słoikach nafaszerowanych całą listą szkodliwych i niepotrzebnych Tobie konserwantów , wszelkich produktów w puszkach – puszki to straszna zaraza !, jogurtów ze sztucznymi owocami, paczkowanych wędlin, kiełbas, kabanosów, mięs z masowych hodowli, produktów wędzonych, wyrobów seropodobnych, serków topionych, gotowego marketowego pieczywa, słodzonych soków w kartonach, kolorowych napojów gazowanych, gum do żucia, oraz całego szeregu przegryzek występujących przy kasie.
Następnie przemyśl, czy na pewno służy Tobie jedzenie mięsa i produktów odzwierzęcych. Według mojej wiedzy ( jestem wegetarianką od wielu lat ), mięso nie jest nikomu potrzebne do życia, a pojawia się coraz więcej dowodów naukowych na jego wysoką szkodliwość i prozapalne właściwości ( zarówno wieprzowina, wołowina jak i drób).
Jeśli więc musisz jeść mięso i uważasz, że umrzesz bez niego przynajmniej poszukuj takiego z naprawdę dobrego źródła (choć o takie też jest coraz trudniej ). Ogranicz nabiał do minimum, szczególnie spożywanie mleka, (to co dostępne w sklepach to napoje mleczne, nie mające zbyt wiele wspólnego z prawdziwym mlekiem), postaraj się nie przeginać z masłem, odstaw sztuczną margarynę, poszukuj serów „prawdziwych”, zwracaj uwagę na ryby i owoce morza szczególnie te hodowane masowo jak łososie, pstrągi czy krewetki , które są traktowanie antybiotykami i paszą z chemicznymi dodatkami, miej z tyłu głowy, żeby nie za często pozwalać sobie na ryby morskie, bo choć mają szansę nie zaszkodzić nikomu, to złowione w pełnych od ropopochodnych substancji morzach i oceanach mogą dostarczyć Ci metali ciężkich, które z organizmu ciężko wykurzyć. Zwróć uwagę, również na ilość i jakość spożywanego alkoholu, może wcale nie potrzebujesz go do życia…nie jest on bowiem pomocny w żadnej ze sfer życia, a może być szkodliwy zwłaszcza dostarczany często nawet w małych dawkach…no peciki też bym wykreśliła, a nawet przeniosła o piętro wyżej…ale dobra to przecież Twoja a nie moja kwestia. Tylko mi nie mów, że lubisz, albo co mi w tym życiu zostało…to strasznie nie merytoryczne pieprzenie.
Poza tym, nie ograniczaj się w spożywaniu wszelkich warzyw i owoców, ( moim marzeniem docelowo jest abyś wybierał takie z dobrego źródła i BIO ) jakie tylko staną na Twojej drodze i przyjdą do głowy, strączkowe, psiankowate, te ziemi i te z drzewa, wszystkie bez wyjątku ( w następnych artykułach znajdziesz informacje o parszywej dwunastce i dobrej piętnastce warzyw i owoców, które należy wybierać bio, żeby się nie narażać na dodatkowe niepotrzebne środki chemiczne stosowane przy uprawach )
Cukry zawarte w owocach nie będą w żaden sposób szkodzić Waszemu zdrowiu nawet spożywane w dużych ilościach typu 10 bananów w ciągu dnia, pod warunkiem, że ilość tłuszczu w codziennej diecie, nie przekroczy 10% wszystkich spożytych kalorii !!! ( to jedyny i skuteczny gwarant, że nie będziecie mieli problemów związanych z nadmierną ilością cukru we krwi.
Kombinuj, wymyślaj, zakiszaj, ucieraj, gotuj ( wiesz jaki dobry rosołek można zrobić bez kurki …pysio poważnie :-).
Słodkie ciasteczka zastąp suszonymi owocami takimi jak daktyle, rodzynki, suszone śliwki, mają mnóstwo cennych dla zdrowia pierwiastków, a do przegryzania gdy rączka potrzebuje coś do buzi wsadzić spróbuj orzechów (tylko pamiętaj, że orzechy zawierają tłuszcze czyli nie więcej niż 10% całego bilansu kalorycznego z dnia)
Śmiało możesz jeść także wszelkie kasze, moimi faworytami do niedawna były jaglana i quinoa ( komosa ryżowa), ale także gryczana i bulgur, mają nieocenioną ilość wartościowych pierwiastków, takich jak magnez, potas, cynk, wapń, sód, miedź, krzem czy żelazo ( oczywiście sprawdź na sobie co fajnie na Ciebie działa), ja aktualnie odstawiłam kasze ryże i wszelkie makarony, gdyż jestem w procesie przechodzenia na dietę witariańską ( czuję, że to po prostu dla mnie dobra droga, a Ty oczywiście swoją musisz wypracować sobie sam), zanim jednak to się stało, wcześniej odpadły ode mnie gluten, laktoza, no i produkty mięsne ( od lat zmagałam się z problemami jelit i za wszelką cenę nie chciałam leczyć się lekami z apteki – i powiem nieskromnie, że praktycznie mi się udało). Oczywiście piszę o sobie jedynie poglądowo, a Ty sam musisz przejść ze sobą własną drogę i ona może daleko odbiegać od mojej, a nadal być skuteczna dla Twojego zdrowia.
Nie przejmuj się jednak potknięciami, wywal na wstępie cukier z cukiernicy, nie kupuj zapuszkowanych produktów, świadomie stąpaj po sklepie i nie chodź na głodnego na zakupy. Wszystko samo do Ciebie przyjdzie jeśli tylko zechcesz iść tą drogą. Dla mnie jest jedyną słuszną, na której odnalazłam mnóstwo smaków, zapachów i radości z jedzenia (Chodzenie do knajpy tylko na herbatkę też może być miłe, i naprawdę nie przejmuj się, że krzywo patrzą, bo więcej nie zamówiłaś).
Obcując na codzień z dziesiątkami chorób, najróżniejszych przypadłości pacjentów, i znając na wskroś ten przemysł, zwyczajnie nie widzę sensu aby, go zasilać jeśli nie zachodzi taka potrzeba.
Bezwzględnie jednak namawiam Państwa do korzystania z podstawowych badań krwi i moczu przynajmniej raz do roku, które dają wiele cennych informacji o stanie Waszego zdrowia i ewentualnego dalszego postępowania.
Medycyna konwencjonalna ma całe olbrzymie spektrum możliwości i narzędzi do niesienia pomocy ludziom na całej planecie w wielu konkretnych jednostkach chorobowych, które bezwzględnie leczyć trzeba, tylko troszkę zbłądziła przy wymyślaniu sposobów na leczenie chorób przewlekłych, ale to nie może jej przecież całkowicie zdyskwalifikować.
Jeśli będziecie się dobrze i zdrowo odżywiać, uprawiać choć minimum aktywności fizycznej każdego dnia, zadbacie o swoją duszę i wyeliminujcie toksyczne relacje z Waszego życia, jest WIELCE prawdopodobne, że nigdy ani za pięć ani za dziesięć lat w aptece się nie spotkamy, czego Wam naprawdę szczerze z serca życzę.
P.S.
Kiedy już zdrowy sposób jedzenia i selekcjonowania potraw zarezonuje w Waszych sercach, nauczycie się robić rzeczowe zakupy, bardzo Was proszę nie obnoście się z tym, za mocno, nie zadzierajcie nosa z wyższością i nie próbujcie wszystkich spotkanych ludzi nawrócić na dobrą żywieniową drogę. To niepotrzebny nadmierny potencjał, którego nie lubi dusza, a jak wiemy ciało i duch to jeden organizm, więc chyba sami rozumiecie.
Zmiany na talerzu, to długotrwały proces i każdy musi go wykonać we własnym tempie i do tego dojrzeć, będziecie ze zdumieniem siebie obserwować, jak odpadają od Was z czasem, różne świństewka, bez których obecnie nie wyobrażacie sobie życia.
Nie ma tu gotowych rozwiązań, a że każdy organizm jest inny, należy do niego podchodzić indywidualnie i nikt tego lepiej niż Wy sami nie zrobi, mili ludzie. Na zdrowie.
Z Miłością Monika i Sylwia
Dodaj komentarz